Wikingowie. Rozdział 5A: Bitwa o Kattegat

Vikings (2017-18 / 10 epizodów)
scenariusz: Michael Hirst

Tekst opublikowany także w serwisie film.org.pl

Serial prawdopodobnie stracił na popularności odkąd odeszła postać Ragnara Lodbroka, genialnie wykreowana przez aktora Travisa Fimmela i scenarzystę Michaela Hirsta. Ale Hirst pozostał na tym okręcie i wierzę, że nie doprowadzi do jego zatonięcia. Jest on autorem wszystkich odcinków bez wyjątku. Dlatego opowieść zachowuje spójność i skoro realizowana jest dalej to znaczy, że oglądalność utrzymuje się na przyzwoitym poziomie. Sukces frekwencyjny widoczny jest w sferze wizualnej, po której widać niemały budżet. Zwiększa się ilość okrętów, statystów i lokacji (w nowym sezonie mamy nawet sceny na pustyni – prawdziwej, a nie wygenerowanej cyfrowo).

Na początku należy też podkreślić, że to serial fabularny inspirowany rzeczywistymi zdarzeniami. Wydaje się to oczywiste, ale chyba takie nie jest, skoro w sieci roi się od wytykania nieścisłości historycznych. Wszelkie próby udowodnienia, że serial nie jest zgodny z informacjami z Wikipedii, są bez sensu. Bo nie Wikipedia była źródłem, z którego czerpał autor. Właściwie to nie jest ważne skąd czerpał, bo wiele faktów przeszło przez jego kreatywny umysł, w efekcie czego powstała ekscytująca, brutalna, pełna niespodzianek opowieść przygodowo-historyczna. Obserwujemy oblężenie Yorku, odkrycie przez Flokiego „krainy bogów”, Asgardu (czyt. Islandii), podróż Bjørna i Halfdana na Sycylię oraz ich przeprawę przez piaski północnej Afryki. Na finał zostajemy uraczeni bitwą o Kattegat, która przypomina tu prawdziwą wojnę domową, to znaczy taką gdzie brat staje naprzeciw bratu. I ten braterski konflikt znakomicie jest budowany od początku sezonu.

W poprzednich sezonach ważna była relacja pomiędzy braćmi, Ragnarem i Rollo, którzy potrafili się zjednoczyć w walce, ale mieli też własne ambicje. Konflikt był nieunikniony. Historia się powtarza – między synami Ragnara również dochodzi do rywalizacji. Tutaj należy się uznanie dla scenarzysty za to, że czterech braci – Bjørna, Ivara, Ubbe i Hvitserka – wykreował w taki sposób, że każdy z nich jest inny. Tym samym konflikt nabiera realnych kształtów i przekonuje widza. Na pierwszy plan wysuwa się relacja Ivar – Ubbe. Pierwszy to cyniczny intrygant, ale i genialny strateg, drugi to głos rozsądku z wyglądu i charakteru najbardziej podobny do legendarnego ojca. Wcielający się w te role aktorzy – Duńczyk Alex Høgh Andersen i Szkot Jordan Patrick Smith – znakomicie czują się w skórze wikingów. Na szczególne wyróżnienie zasługuje Alex Høgh, bo miał najtrudniejszą rolę, gdyż postać Ivara jest psychologicznie skomplikowana, dwuznaczna i nieprzewidywalna. Aktor swoim spojrzeniem kapitalnie podkreśla szaleństwo postaci, lecz również ogromny ból z powodu swojej fizycznej ułomności.


W serialu rozwija się jeszcze jeden wątek braterskiego konfliktu. Braćmi są bowiem Norwegowie Harald Pięknowłosy i Halfdan Czarny. Wizualnie są do siebie podobni, zwracają uwagę fryzurą, której zawdzięczają przydomki, ale ich drogi się rozchodzą. Stają się sobie obcy. Halfdan woli ryzykować życie dla Bjørna, z którym podróżował po Morzu Śródziemnym i po pustyni. To ich zbliżyło, właściwie stali się braćmi. Bjørn pochodzący z innej matki niż pozostali synowie Ragnara nie miał tak naprawdę brata. To właśnie Halfdan wypełnił tę pustkę, narażając się tym samym na gniew prawdziwego brata. Co ciekawe, imię Halfdan nosił między innymi jeden z synów Ragnara – tak mówią niektóre źródła historyczne, które scenarzysta pominął, albo raczej przerobił po swojemu. Nie należy go za to winić, bo i cała ta nordycka historia jest pół-legendarna. Nie ma sensu niewolniczo się jej trzymać. Moim zdaniem te zmiany wyszły z korzyścią dla serialu.

Powiewem świeżości jest w tym sezonie wyprawa Bjørna na sycylijską ziemię, którą dwa stulecia później rzeczywiście podbili Normanowie. Za czasów Bjørna Jernside'a kraina znajdowała się pod panowaniem Arabów. Autorzy serialu pokrótce prezentują motyw zderzenia kultur. Najbardziej szokujący dla ludzi północy jest preferowany tu kanibalizm, najbardziej niezwykłym zjawiskiem okazuje się zaś burza piaskowa. Ta podróż miała na celu nie tylko wzmocnić relację Bjørna i Halfdana, ale też pokazać ciekawy wycinek historii (i geografii). Poznajemy nowe postacie, mające swój odpowiednik w przekazach historycznych: Eufemiusza, dowódcę floty bizantyjskiej, tajemniczą Kasję (najpewniej inspirowaną bizantyjską poetką o takim imieniu) oraz emira Ziyadata Allaha. Niestety, nie starczyło chyba czasu na ich rozwinięcie. Te postacie szybko znikają, przez co odczuwa się niedosyt i wątek wydaje się płytki, nie wnoszący niczego ciekawego. Bardziej od samych bohaterów zapamiętałem wymianę zdań między emirem i Bjørnem. Pierwszy mówi, że pustynia jest jego matką i ojcem, drugi odpowiada: „Moją matką jest morze, a ojcem – Odyn”. Na tym polega mistrzostwo Michaela Hirsta – jednym zdaniem potrafi celnie scharakteryzować nie tylko konkretnego bohatera, ale i cały naród.


Rosnąca popularność serialu umożliwia realizatorom zdobycie coraz większych funduszy na realizację szalonych pomysłów. Wliczone w cenę są nie tylko aspekty wizualne, od dekoracji i kostiumów po rekwizyty i okręty, ale też nowi aktorzy, w szczególności jedna gwiazda, która znana jest z innego serialu. Dzięki temu jest szansa, że uda się przyciągnąć przed ekrany fanów innej popularnej produkcji. W piątym sezonie Wikingów jedną z ważniejszych ról odgrywa Jonathan Rhys Meyers, odtwórca roli króla Henryka VIII w serialu Dynastia Tudorów, którego scenarzystą był również Michael Hirst. Tym razem aktor wcielił się w saksońskiego biskupa-wojownika o imieniu Heahmund, którego wierność zostaje kilkakrotnie wystawiona na próbę. Jego głęboka miłość do Boga jest równa miłości do miecza, ale szacunek do ludzi jest już kwestią strategii, a nie uczuć. Ciekawa postać, którą trudno rozgryźć. Nawet szalony Ivar wydaje się bardziej przewidywalny. Porównując jednak aktorstwo obu panów – Meyersa i Høgha – niełatwo dojść do porozumienia, obaj są fenomenalni.

Wątpliwości może budzić wątek Flokiego, ale mnie zaintrygował. Znakomicie został w nim przedstawiony mechanizm powstania państwa. Floki, przekonany że trafił do Asgardu, krainy bogów, zamierza sprowadzić tu swoich ziomków, by założyć osadę i żyć w harmonii, bez wojen i ziemskich problemów. Gdy jednak dociera z grupą ludzi do tej krainy szybko dochodzi do rozłamu. Na czoło wysuwają się dwaj mężczyźni, którzy najwidoczniej pragną władzy i czują, że w tak niewielkiej grupie mają dużą szansę ją zdobyć. Nie bez znaczenia jest to, że zanim nowi mieszkańcy zadomowią się na odkrytym terytorium, budują prowizoryczną świątynię, by składać w niej ofiary bogom. Przypominają się słowa Plutarcha: „Łatwiej jest miasto w powietrzu wybudować niż założyć państwo bez religii”. Ten wątek może być szczególnie ważny jako dopełnienie losu Flokiego, występującego od początku serialu, wspaniale odgrywanego przez szwedzkiego aktora Gustafa Skarsgårda, pochodzącego ze słynnej aktorskiej rodziny.


Dobrze rozwija się sytuacja w Anglii, która konsekwentnie prowadzi do punktu kulminacyjnego, jakim jest przejęcie władzy przez Alfreda (dziś pamiętanego jako wybitnego wodza, Alfreda Wielkiego). Pominięto przy okazji fakt, że przed nim rządzili krajem jego bracia, ale uczyniono to dla dobra serialu, by niepotrzebnie nie przeciągać fabuły, odhaczając mechanicznie kolejne punkty z kronik anglosaskich. Podobało mi się, jak w dziewiątym odcinku zmontowano równolegle trzy punkty kulminacyjne w jedną nastrojową sekwencję o wyraźnym zacięciu artystycznym. Koronacja Alfreda i dramatyczna sytuacja w Asgardzie zostały zmontowane wraz z pewnym wydarzeniem w Kattegat, które przez taki zabieg zyskało na znaczeniu, tak jakby twórcy chcieli podkreślić, że ta scena jest ważna i należy na nią zwrócić szczególną uwagę.

Postacie kobiece nie prezentują się w tym sezonie zbyt wiarygodnie, głównie przez brak charakteryzacji. Rzecz w tym, że na przykład Judith i Torvi nie wyglądają na matki dorosłych synów. Wyglądają raczej na ich siostry. Z Lagerthą jest trochę inaczej, bo aktorka (Katheryn Winnick) ma już czterdzieści lat, natomiast jej filmowy syn Alexander Ludwig jest piętnaście lat młodszy. Skoro wspomniałem o Judith dodam, że Jennie Jacques jest moim zdaniem niedoceniana. Pojawia się zwykle gdzieś w cieniu, ale wyciąga ze swojej niezbyt ciekawej roli maksimum. Można tę aktorkę zobaczyć na pierwszym planie w serialu kryminalnym BBC pt. WPC 56 (2013-15), gdzie zagrała tytułową funkcjonariuszkę – pierwszą kobietę-posterunkową w małej angielskiej mieścinie w 1956 roku. Produkcja przeszła bez echa, ale pod względem aktorskim, wizualnym i scenariuszowym jest całkiem niezła (widziałem pierwszy sezon, obejmujący pięć odcinków, będący zwartą opowieścią o poszukiwaniu seryjnego mordercy).


Sezon, który w oficjalnej numeracji otrzymał numer 5A okazał się bardzo udany. Właściwie to największe zastrzeżenia mam do ostatniego odcinka tej serii, czyli finałowego starcia pomiędzy królem Haraldem i władającą Kattegat Lagerthą. Doceniam zamysł artystyczny, aby sekwencje bitewne poszatkować tak, by charaktery postaci wyodrębnić kosztem krwawej bitwy. Wprowadzono szereg retrospekcji mających uwznioślić wydarzenia i dobitnie zaakcentować zależności między bohaterami, sugerując przy okazji, że właśnie kończy się pewien etap i zaczyna nowy. Niestety, efekt końcowy nie przekonuje – nadmiar flashbacków, w dodatku w tak kluczowym momencie serialu, wprowadza niepotrzebny dyskomfort i mętlik. Nie pomagają tanie chwyty, kiedy na polu bitwy brat staje naprzeciw bratu. Nie pomagają wzniosłe sceny śmierci jakby wyjęte z azjatyckich blockbusterów. Odcinek miał zapewne poruszyć widza do głębi, ale moim zdaniem nie spełnił swojego zadania.

Gdyby to był finał całego sezonu to pewnie rozczarowanie byłoby większe w stosunku do całej serii. Jednak za kilka miesięcy zostanie wyemitowana druga połowa sezonu piątego i mam nadzieję, że jeśli coś mnie w niej rozczaruje to będą to pierwsze odcinki, które jednak powinny być mocnym fundamentem pod emocjonujący finał. Ponadto wierzę, że kiedy zaproponowano Katheryn Winnick reżyserowanie odcinka w szóstym sezonie, zrobiono to dlatego, że poziom scenariusza wciąż utrzymywał się na wysokim poziomie. W związku z tym żaden niedoświadczony reżyser nie mógłby tego zepsuć.

0 komentarze:

Prześlij komentarz